To już ponad dwa tygodni naszych zmagań z pandemią koronawirusa w Polsce i na świecie. Aktualny kryzys gospodarczy i być może epidemiologiczny znacznie różni się od kryzysu finansowego z 2007-2009 roku, który był zapoczątkowany na rynku pożyczek hipotecznych wysokiego ryzyka w USA. Dzisiaj część sektorów gospodarki stoi i nie ruszy aż do oponowania pandemii. Co to oznacza w praktyce? Cześć firm z dnia na dzień straciło źródło przychodów. Nie mówimy w tym przypadku o spadku na poziomie 10%, 20% czy 40%. Małe sklepy odzieżowe dzisiaj nie sprzedają w ogóle, duże sieci koncentrują się na sprzedaży internetowej próbując choćby w mniejszym stopniu ograniczać straty, które po dwóch tygodniach przestoju sięgają milionów złotych. Mimo dynamicznie rozwijającego się rynku e-commerce w Polsce, którego wartość w 2019 roku szacowano na poziomie 50 mld złotych, duże firmy odzieżowe nie obronią strat. Ich głównym źródłem sprzedaży jest bowiem sprzedaż stacjonarna. Sklepy zlokalizowane głównie w galeriach handlowych dzisiaj przynoszą straty i prędko się to raczej nie zmieni bo walka z niewidzialnym przeciwnikiem jest trudna, szczególnie, że zaniechania w służbie zdrowia, która staje na pierwszym froncie walki nawarstwiały się latami. Dzisiaj liczba zakażonych stale rośnie i dopóki nie osiągniemy tendencji spadkowej zachorowań lub względnej stabilizacji trudno jest określić dzień, kiedy pracownicy sklepów stacjonarnych wrócą do pracy.
Sektor odzieżowy w Polsce od kilku lat radził sobie całkiem nieźle. Duże firmy takie jak Vistula, Bytom, 4F, CCC, Reserved itp. nie tylko umacniały swoją pozycję na naszym rodzimym rynku, ale z czasem niektóre z nich zaczęły systematycznie otwierać swoje sklepy w innych krajach. Pozytywne nastroje w branży przełożyły się na regularne wzrosty cen akcji spółek z sektora odzieżowego notowanych na GPW w Warszawie. Z pewnością tendencja wzrostowa trwałaby dłużej. Wszystko jednak zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni w kilka dni. Z dniem ogłoszenia stanu pandemii i zamkniecie z dnia na dzień sklepów, kawiarni czy galerii szybko odbiło się na cenach akcji. Dzisiaj, po prawie trzech tygodniach walory części firm wyceniane są nawet o połowę taniej. Spółka CCC, lider w sprzedaży obuwia na naszym rynku już od dłuższego czasu zmagała się z problemami finansowymi a akcje były wówczas wyceniane na 63 zł (stan z dnia 10/03/2020). Dzisiaj za jedną akcje tej spółki zapłacimy średnio 32 zł. Spadek prawie o 50%.
Podobna sytuacja, jak w przypadku CCC miała miejsce z LPP. Spółka z segmentu odzieżowego, właściciel takich marek jak RESERVED, SINSAY czy CROPP tracił równie mocno na wartości. Dzisiaj za jedną akcję LPP zapłacimy średnio 5 400 złotych. W styczniu akcje tej spółki na GPW w Warszawie wyceniane były powyżej 8 000 złotych. Wyraźny spadek przypada na dzień ogłoszenia w Polsce stanu pandemii.
Analogiczna sytuacja ma się z Grupą Kapitałową VRG w skład której wchodzą takie marki, jak Vistula, Bytom czy Wólczanka etc. Od dłuższego czasu spółka ta była stabilna finansowo co z resztą ubyło udokumentowane w raportach. Dzisiaj akcje VRG wyceniane są na poziomie 1,7 zł. Przez dłuższy czas jednak wartość akcji spółki nie spadał poniżej 3 zł.
Wyżej wymienione spółki notowane na GPW to tylko część firm działających w branży odzieżowej w Polsce. Oprócz spółek giełdowych, w naszym kraju wiele jest firm działających lokalnie. Dzisiaj na kryzysie tracą wszyscy. Nie tylko duzi, ale przede wszystkim mali, którzy z aktualnego kryzysu będą wychodzić długo – jeżeli w ogóle go przetrwają. Szacowano, że w 2022 roku branża ta w naszym kraju przekroczy wartość 43 mld złotych. Już teraz można śmiało powiedzieć, że prognozowanych wartości nie da się osiągnąć. Osobiście spodziewałbym się sporej recesji i bankructw. Nikt bowiem nie zakładał, że coś takiego, jak pandemia nas w ogóle może dotknąć. Wiele firm nie było przygotowanych na tak duże załamanie rynku i spadków przychodów z dnia na dzień o 100%. Coś takiego praktycznie się nie zdarza!
Żeby jednak nie było aż tak pesymistycznie. Każdy kryzys to czas zintensyfikowanych działań. Siedzenie i czekanie na „tarcze antykryzysową” może okazać się sporym ryzykiem. Część firm już teraz zintensyfikowało swoje działa w Internecie – co zresztą widać po reklamach wyświetlanych choćby na FB. Dzisiaj rynek e-commerce może okazać się zbawienny dla wielu firm z branży i może być rozwiązaniem na przetrwanie – warto to wykorzystać. Mimo, że nastroje zakupowe nie są najlepsze. Chociaż kupowanie kolejnej pary spodni czy koszuli, w obliczu pracy zdalnej, może być nieracjonalne, to klienci są. Są jednak bardziej wybredni a impulsem do zawarcia transakcji jest dzisiaj w dużej mierze cena produktu!